Pewnego dnia ciocia z USA zadzwoniła i powiedziała: "Pauluś, zapraszam Cię na wakację", od samego początku podobał mi się ten pomysł. Lubię zwiedzać, a Stany Zjednoczone to miejsce, o którym każdy marzy.
W marcu miałam stawić się po wizę w Warszawie, na moje nieszczęście, moja "kochana" siostra postanowiła lecieć ze mną, tak jak to się mówi: WPROSIŁA SIĘ!. No cóż pomyślałam, że znowu będę mieć ją na głowie, zawsze trzeba ją pilnować, chociaż jest starsza o 3 lata. Wracając do faktu mojej wizyty w Warszawie, napotkałam przemiłego pana w ambasadzie i po krótkiej rozmowie po angielsku dostałam wizę! Wybiegłam z ambasady i zaczęłam dzwonić po wszystkich znajomych. Rodzina skakała z radości no i oczywiście ja :):)!! ( tak na marginesie moja siostra jedzie ze mną, dostała wizę).
Ciocia zarezerwowała bilety na 07.06.2008r.
Czas szybko mijał, nieobejrzałam się jak już był tydzień przed wylotem. A tu w Polsce narodziła się moja NOWA MIŁOŚĆ! Hehe nowa, mój obecny chłopak to mój były przyjaciel :). Nie wiem jak to jest, każdy nie wierzy w przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną i w sumie u mnie to się potwierdziło, po raz kolejny.
No więc, został ostatni tydzień, każdą chwilę spędzałam z Panem X ( na rzecz tego geobloga, będę nazywać go Panem X). Miłość nakręcała się na każdym kroku, więc nie chciałam wyjeżdżać na całe 4 miesiące. Jednak czas przychodził nieubłagalnie, a ja nie miałam wyjścia, musiałam jechać.
Przyszedł dzień wyjazdu, 5 rano pobudka, ostatnie sprawdzenie walizki, w samochód i podróż do Warszawy na lotnisko (2,5 godziny od mojej mieściny). Pokonywaliśmy kilometr za kilometrem, a ja smuciłam się coraz bardziej. Pan X od samego rana dzwonił, płakał i obiecywał wszystko ( chyba po to żebym wróciła, teraz wiem, że bał się, że nie wrócę ). W połowie drogi, zjechaliśmy na stację - WC, papieros, picie itp., a tu samochód nie odpala, trzeba jechać odprawa zaczyna się za 1 godzinę, a my stoimy, "no ładnie" - pomyślałam. Każdy się zdenerwował, a pan X - cieszył się, miał nadzieje, że się spóźnię na samolot.
Udało się, dojechaliśmy na czas, szybkie pożegnanie, ostatni telefon do pana X, i odprawa. Samolot był opóźniony, siedziała z siostrą 45 minut w poczekalni. "To już, tak to nasz samolot" - powiedziała siostra. I wsiadłyśmy, miałam miejsce od okna, najgorsze było to, że nie można palić w samolocie. Prawie 9 godzin bez papierosa. Ja, nałogowa palaczka mam wytrzymać? Nie wiem jak to zrobię, znaczy wiedziała, że będę musiała wytrzymać, w samolocie są czujniki dymu, więc nawet WC odpada. Podróż minęła dobrze, małe turbulencje.
Lotnisko Nowy York, JFK -John F. Kennedy. Prawie 4 PM amerykańskiego czasu. Ciocia czekała w tłumie ludzi na lotnisku. Przywitanie, i do samochodu, do Stamford miałyśmy ponad godzinę drogi Highwayem. Oczywiście stałyśmy w korku.
Wyglądałam przez okno, cieszyłam się każdym obrazem, wiedziałam, że jeszcze wrócę i zwiedzę wszystko dokładnie.
Stamford CT, Prospectstreet Apartment 2, moje mieszkanie na 4 miesiące! Pokój, laptop, internet i miasto zupełnie nie znajome.